„Bardziej brzemię niż nobilitacja” – wywiad z przewodniczącym Kościoła

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

W życiu pastora, tak samo jak i w życiu każdej innej osoby, zdarzają się chwile słabości, choć może nie powinny. Czasem wynikają ze zbiegu trudnych okoliczności – mówi pastor Jarosław Dzięgielewski. Po kilku miesiącach urzędowania, nowego przewodniczącego Kościoła pytamy o jego wrażenia ze służby.

Tuż po zakończeniu wyborów powiedział Brat dość zaskakujące zdanie: „Nie dziękuję za wybór, bo nie ma za co dziękować”. Co wyrażają te słowa?

16 lat służby na stanowiskach związanych z zarządzaniem kościelną organizacją przekonały mnie wystarczająco, że nie ma czego pod tym względem pożądać. Ciężar odpowiedzialności jest czasem tak wielki, że zabiera radość służby. Brak możliwości pracy zgodnej z pierwszym powołaniem — zgodnej z moim osobistym wyborem sprzed 27 lat — trochę dokucza. Nieporównanie mniej jest sytuacji, które przynoszą największą radość — bezpośredniej duchowej pracy z ludźmi i bycia świadkiem ich nawrócenia. Ale nie narzekam. Chciałbym po prostu służyć w Kościele, cokolwiek miałoby to oznaczać. To nie pastor powinien wybierać sobie placówki. I o to, co się stało, nie obwiniam ludzi. Najważniejsze jest, by być tam, gdzie chce tego Bóg.

 Czy oznacza to, że wybór na przewodniczącego Kościoła traktuje Brat bardziej w kategorii brzemienia niż nobilitacji?

Tak właśnie to traktuję. Ja już w życiu odebrałem swoją dawkę nobilitacji. Zresztą dla mnie największą nobilitacją było powołanie do służby. Przystąpienie do służby i ordynacja kaznodziejska były dla mnie znacznie większym pozytywnym doznaniem. Oczywiście ostatni wybór także mocno przeżyłem, jednak pod innym względem. Było mniej czasu na zastanowienie, pojawiło się duchowe napięcie i stres, a moja decyzja miała większe znaczenie dla polskiego Kościoła. No i kolejne brzemię… [śmiech]

 Czy w ciągu wieloletniej służby zdarzały się Bratu chwile zwątpienia, zrezygnowania i słabości? A może w życiu pastora nie powinno być miejsca na takie uczucia?

Tak, zdarzały się takie chwile. Np. dwa lata po rozpoczęciu pracy myślałem o rezygnacji, bo nie widziałem wystarczających efektów moich wysiłków. Znalazł się wówczas starszy kolega w służbie, który modlił się o mnie i okazał się dużym wsparciem. Kryzys minął, a kolejne lata okazały się bardzo owocne. W późniejszych czasach zastanawiałem się czasem, szczególnie kiedy pełniłem funkcję przewodniczącego diecezji, czy jestem właściwą osobą na właściwym miejscu. Były takie momenty, kiedy chciałem poprosić o wydelegowanie na najodleglejszą placówkę w Kościele, a funkcję przekazać komuś innemu.

W życiu pastora, tak samo jak i w życiu każdej innej osoby, zdarzają się chwile słabości, choć może nie powinny. Czasem wynikają ze zbiegu trudnych okoliczności. Bywa, że pojawiają się w wyniku osłabienia więzi z Bogiem. Ellen White, komentując doświadczenia Eliasza, napisała w 13. rozdzialeProroków i królów, że „jeżeli w różnych niesprzyjających okolicznościach ludzie obdarzeni duchową siłą ulegli, wpadli w zniechęcenie czy zwątpienie (…), nic w tym dziwnego ani nowego”. Szczerze mówiąc, nie bardzo wierzę, że są tacy, którzy nigdy nie przechodzili żadnych kryzysów. Jeżeli się za takich mają, to prawdopodobnie cierpią na syndrom Laodycejczyka, są oczarowani samym sobą, po prostu nie rozbili się jeszcze o Skałę. Ale może się mylę…

Przez ponad 25 lat pełnił Brat służbę duszpasterską w wielu zborach, jak również sprawował ważne kierownicze funkcje we wszystkich trzech diecezjach. Jaki obraz polskiego Kościoła wyłania się z tych doświadczeń?

Trudno ująć to jednym zdaniem.

Po pierwsze, polski Kościół adwentystów jest różnorodny. Dotyczy to oczywiście wyznawców i zborów, ale też diecezji. Każda diecezja jest inna. Odnosi się to do względów mentalnych, kulturowych, sposobów realizowania misji, pewnych duchowych tradycji. Zdecydowanie nie zgadzam się z pojawiającymi się opiniami, że jakoby któraś z diecezji była ostoją czystego, prawdziwego adwentyzmu, a inne dotknięte są jakimiś niebezpiecznymi duchowymi trendami. I tu i tam pojawiają się jakieś problemy teologiczne, moralne, zeświecczenie czy brak zaangażowania w misję, ale nie zauważyłem, żeby jakikolwiek region naszego kraju był pod tym względem szczególnie uprzywilejowany. Każda diecezja podejmuje różną aktywność ewangelizacyjną, co jest budujące i inspirujące.

Po drugie, ogólnie polski adwentyzm jest kreatywny. Pastorzy, ewangeliści, kolporterzy i aktywiści w zborach wykazują się niezwykłą pomysłowością w odnajdowaniu nowych, skutecznych form ewangelizacji. Pracownicy kościelnych instytucji dostarczają co chwilę nowe narzędzia do służby. Podziwiam młodych adwentystów, którzy swą odwagą i inwencją przekraczają granice adwentowych przyzwyczajeń ewangelizacyjnych.

Po trzecie, mała łyżka dziegciu — uważam, że brak nam jedności. Słabościami niektórych polskich adwentystów są skłonność do plotki, osądzanie intencji innych ludzi, nieufność i wiara w spiski, brak szacunku dla przywódców. Może to i nasze narodowe przywary… Ale jakkolwiek byśmy próbowali je usprawiedliwić, burzą jedność i kładą tamę Bożym błogosławieństwom oraz wzrostowi Kościoła.

 Jaką wizję rozwoju polskiego Kościoła ma jego nowy przewodniczący? Rewolucja? Reforma? A może głębsze zmiany wcale nie są potrzebne?

To zależy, o czym myślimy, mówiąc o głębszych zmianach. Myślę, że to, czego potrzebujemy najbardziej, to ożywienie i reformacja duchowego życia. W tym względzie działania nasze powinny być konsekwentne, cierpliwe i z pewnością są potrzebne. Nie jestem w tym odkrywczy, bo kładli na to akcent już starożytni pisarze biblijni, a także Ellen White — prorok Boży czasów końca. Mój ulubiony bohater Jozjasz temu poświęcił najwięcej uwagi od początku swych działań, dlatego efekty jego pracy były tak dalekosiężne.

Jestem przekonany, że nasz Kościół ma dobrą organizację, a pojawiające się problemy wynikają z czynnika ludzkiego. Dlatego więcej wysiłku powinniśmy skupić na duchowości.

Czy w działalności polskiego Kościoła są elementy, które wymagają natychmiastowej poprawy?

W sferze duchowości — dążenie do ożywienia. Jeśli chodzi o organizację pracy Kościoła, myślę, że należy zdecydowanie więcej uwagi poświęcić koordynacji służby instytucji kościelnych i innych agend działalności. Musimy zrozumieć, że tworzymy system naczyń połączonych. Jest wiele działań Kościoła, które mogłyby być znacznie bardziej efektywne, gdybyśmy lepiej współdziałali w podejmowanych wysiłkach na różnych szczeblach.

 Przed jakimi wyzwaniami stoi polski Kościół w ciągu najbliższych pięciu lat?

W ciągu kilku, najdalej kilkunastu lat zderzymy się z kryzysem liczebnym kadry duchownej. Przez ostatnie dwadzieścia lat niewiele osób podejmowało służbę w diecezjach. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest przynajmniej kilka. Jeżeli szybko nie podejmiemy istotnych działań w kierunku rekrutacji nowych duchownych, to niedługo staniemy w obliczu konieczności dokonywania transferów zza granicy. Przykro mi o tym mówić, ale średnia wieku naszych pastorów jest dość wysoka — za wysoka. A młodszych jest tak niewielu. Wiąże się z tym następna sfera działań — wspieranie młodzieży i dzieci oraz przygotowywanie wykwalifikowanych osób do pracy z tą grupą, w tym rozwój ruchu Pathfinder. To jest źródło późniejszych liderów Kościoła.

W ciągu ostatnich miesięcy, a może nawet lat, toczyła się dyskusja na temat zmiany struktury funkcjonowania Kościoła w Polsce poprzez zaimplementowanie tzw. modelu norweskiego. Czy takie zmiany rzeczywiście będą miały miejsce? Czy w przyszłości możemy spodziewać się likwidacji poszczególnych diecezji?

Raport Komitetu Reorganizacji, przyjęty przez Zjazd Kościoła, nie sugerował zmian strukturalnych polegających np. na wprowadzeniu tzw. modelu norweskiego, czyli faktycznej likwidacji diecezjalnej administracji. Po wnikliwym przebadaniu różnych modeli w raporcie wnioskowano, że najkorzystniejsze będzie w naszym kraju wprowadzenie systemu komplementarnego. Przy niezmienionej strukturze praca oddziałowa, przynajmniej w pewnym zakresie, ma być wspierana przez osoby niezatrudnione w Zarządzie Kościoła. Zachowane struktury (diecezje) są przystosowane do procesu wzrostu, rozwoju Kościoła, a takiej sytuacji sobie życzymy i mamy — w opinii wielu osób — odpowiedni potencjał. Ponadto zgodnie w wyliczeniami zmiany w administracyjnej strukturze nie przyniosłyby oczekiwanych oszczędności finansowych. W tej chwili wydaje się, że ten temat jest zakończony, ale nie wykluczam, że w przyszłości okoliczności mogą wymusić zmiany organizacyjne.

Wiemy że rząd polski ma w planie zmianę sposobu finansowania Kościołów w Polsce poprzez likwidację Funduszu Kościelnego. Co taka zmiana może oznaczać dla naszego Kościoła? Kiedy może zostać wprowadzona?

Gwoli wyjaśnienia — w Polsce rząd nie finansuje związków wyznaniowych. Rząd planuje likwidację Funduszu Kościelnego, który powstał w 1950 roku jako swoista rekompensata za zagarnięte przez ówczesne władze niektóre dobra kościelne. Od 90. lat Fundusz na celu ma: dotowanie lub całkowite finansowanie składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne duchownych; wspomaganie kościelnej działalności charytatywnej; wspomaganie kościelnej działalności oświatowo-wychowawczej i opiekuńczo-wychowawczej, a także inicjatyw związanych ze zwalczaniem patologii społecznych oraz współdziałania w tym zakresie organów administracji rządowej z Kościołami i innymi związkami wyznaniowymi; odbudowę, remonty i konserwację obiektów sakralnych o wartości zabytkowej.

Ewentualna likwidacja Funduszu będzie oznaczać dla Kościoła adwentystów przede wszystkim konieczność zwiększenia wydatków na ubezpieczenia ZUS dla duchownych i ewangelistów o ok. 400 tys. złotych w skali roku. I to jest także jedno z wyzwań na najbliższe lata.

Jednym z bardziej drażliwych tematów, który wywołuje kontrowersje wśród wyznawców, jest zjawisko ekumenii. W jaki sposób polski Kościół może utrzymywać przyjazne relacje z innymi wspólnotami religijnymi, zachowując przy tym swoje zasady i odrębność?

Myślę, że po pierwsze, powinniśmy utrzymywać bliskie relacje z duchownymi innych wyznań na poziomie kameralnych, nieoficjalnych i przyjacielskich spotkań. Bywanie w takich sytuacjach razem z chrześcijanami innych Kościołów, także duchownymi, daje swobodę wymiany myśli i oddziaływania ewangelizacyjnego. Bez zobowiązań i posądzenia o złą wolę można rozmawiać nie tylko o tym, co łączy, ale i o tym, co dzieli. Organizacyjny ekumenizm pozbawia tej ostatniej sposobności. A jeżeli rzeczywiście zależy nam na jedności chrześcijan, to i tak musimy w pewnym momencie zmierzyć się z różnicami.

Pionierzy adwentystyczni wywodzili się z różnych społeczności chrześcijańskich i głosili swe idee w różnych Kościołach. Nadszedł czas, kiedy zjednoczyło ich wspólne podążanie za nauką Biblii. I to jest właściwy ekumenizm, szukanie wspólnej drogi poprzez jej weryfikowanie w Piśmie Świętym, tak jak robili to Berejczycy. Wspólne nabożeństwa ozdobione wybranymi fragmentami Słowa Bożego oraz modlitwami i wystąpieniami o potrzebie jedności, wbrew pozorom, nie przybliżają nas do niej. Nie możemy przyjmować wszelkich propozycji w tym względzie. Musimy pamiętać, że choć Bóg ma prawdziwych naśladowców w każdym Kościele, to jednak ma też jeden jedyny prawdziwy widzialny Kościół na tej ziemi. Dlatego uczestniczenie w tzw. ekumenicznych nabożeństwach może sprawić wrażenie, że nie jest ważne, do którego Kościoła się należy.

Po drugie, jestem przekonany, że jeżeli oficjalnie jako Kościół mamy spotykać się z przedstawicielami innych wyznań, dotyczyć to powinno nie tyle celebrowania wspólnych nabożeństw, ale działań na rzecz wolności religijnej i tolerancji, przeciwdziałania patologiom społecznym, spotkań organizowanych przez rząd lub władze lokalne czy dyskusji nad  regulacjami prawnymi związanymi z sytuacją Kościołów i związków wyznaniowych w państwie. Zarząd Kościoła będzie pracował w najbliższych miesiącach nad wypracowaniem modelu współpracy międzywyznaniowej.

Sercem działalności Kościoła jest głoszenie dobrej nowiny ludziom żyjącym wokół nas. Na jakie formy ewangelizacji zostanie położony nacisk w ciągu najbliższych pięciu lat?

Nie było jeszcze czasu na omówienie strategii ewangelizacyjnej w gronie rady Kościoła, dlatego nie chciałbym wypowiadać się w jakiś zobowiązujący sposób. Myślę, że po pierwsze, należy zadbać o to, co zostało osiągnięte do tej pory. Kierownictwo Kościoła w minionych kadencjach stworzyło możliwości rozwoju pracy z literaturą, służby bezpośredniej wśród mieszkańców kraju czy wielu form działalności publicznej — od spotkań o charakterze społecznym do wykładów teologicznych. Cieszymy się z wielu osób, które angażują swój czas, siły i środki materialne w misję. Jest to dobro, którego nie możemy utracić, o które trzeba dbać i ciągle rozwijać.

Czas, w jakim żyjemy, i charakter społeczeństwa pokazują, że należy położyć jeszcze większy akcent na rozwój mediów elektronicznych. Dotyczy to zarówno wizji pracy ORTV „Głos Nadziei”, jak i inicjatyw oddolnych. Mamy dzięki Bogu duży potencjał w postaci uzdolnionych osób. Jest to jednak działalność kosztochłonna, ale wierzę, że nasz Pan zaspokoi materialne potrzeby po tym względem.

Czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się zwiększenia na duszpasterstwo młodzieży? Czy Kościół może zrobić coś więcej, aby powstrzymać proces zeświecczenia młodych ludzi?

Ostatni Zjazd Kościoła zobowiązał nową Radę Kościoła do powołania na oddzielny etat dyrektora Sekretariatu Dzieci i Młodzieży. Pierwsze decyzje Rady zapewniły środki finansowe na ten cel. Mam nadzieję, że już niedługo zostanie powołana właściwa osoba. Jestem przekonany, że to przysporzy nowych możliwości i sprowokuje kolejne działania na rzecz integracji oraz tworzenia nowych pomysłów pracy z młodzieżą i dla niej, a także przyczyni się do generowania nowych kadr, także dla innych sfer aktywności Kościoła w Polsce.

Kościół z pewnością może zrobić więcej, by zatrzymać proces zeświecczenia młodych ludzi. Na poziomie Zarządu Kościoła czy diecezji można w miarę możliwości powoływać nowe osoby i przeznaczać środki na tworzenie programów dla młodzieży. Można uchwalać rezolucje i odezwy. Nic jednak nie zastąpi pracy, jaką ma do wykonania lokalny zbór, i tej najważniejszej, która odbywa się w domu. Jeżeli rodzice ulegli zeświecczeniu, to ich dzieci nie będę miały dobrych wzorców do naśladowania, będę powielać pewne błędy. Jeżeli zbór toleruje zachowania ukształtowanie przez materializm i to, co nazywamy świeckością, to trudno się spodziewać, że najbardziej porywający lider dokona tego, co zaniedbywano przez lata.

Jeżeli Pan Jezus jeszcze nie powróci, jaki będzie polski Kościół za pięć lat?

To będzie Kościół moich nadziei. Mimo że obawiamy się pewnych negatywnych trendów przychodzących z innych regionów świata i z nas samych, w tym szeroko pojętego materializmu, mam nadzieję, że nie będzie to Kościół zeświecczony. Liczę na Boże błogosławieństwo dla skromnych wysiłków całej adwentowej społeczności i spodziewam się, że będą wzmacniać się nasze uduchowienie, jedność i poświęcenie. Będzie to Kościół nowoczesny w działaniu, ale trzymający się starych i niezmiennych zasad Słowa Bożego. Myślę, że za kilka lat młodzież będzie miała w nim więcej do powiedzenia i zrobienia, no bo jak inaczej mielibyśmy się stać nowocześni…

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”Warszawa … `{`Daniel Maikowski/AAI fot. Jan Kot/www.adwentysci.waw.pl`}`” title_align=”separator_align_right” el_width=”100″][/vc_column][/vc_row]