„Dobrze jest być blisko Boga!” – Camp w Zatoniu zakończony

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Zakończyło się największe adwentystyczne spotkanie – coroczny Camp w Zatoniu. Kilkaset osób korzystało nie tylko z coraz nowocześniejszego Ośrodka Zdrowego Życia, atrakcji wodnych i pięknej pogody, ale przede wszystkim z interesującego programu. Najważniejszymi wydarzeniami drugiego tygodnia Campu były market day, finały rozgrywek sportowych oraz chrzest trzynastu osób.

Pod wrażeniem polskiego Campu było dwóch zagranicznych mówców. – Myśleliśmy, że my przyjedziemy i coś wam damy. Ale to dzięki wam skorzystaliśmy. Jesteśmy ubłogosławieni – mówił John Sanches z Wydziału Transeuropejskiego, który oprócz porannych programów, prowadził również warsztaty rodzinne wraz ze swoją żoną, Claire. Wtórował mu Węgier, Janos Kovacs-Biro, który tak rozpoczął jedno ze swych przemówień (dość czystą polszczyzną): – Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki. Oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi!

Tradycją Kampu stał się tzw. market day. W piątek na boisku ustawione zostały stoiska oferujące różnorodne usługi: fryzjerskie, gastronomiczne, decoupage (ręczne wyroby artystyczne przygotowane podczas campowych warsztatów), chodzenie po linie, strzelanie z procy… Nie brakowało zabawnych propozycji, jak zdjęcie z Samsonem czy „finalistkami” Top Model (za które przebrani byli… mężczyźni). Według publiczności najatrakcyjniejsze było stoisko z pokazami pierwszej pomocy. Najważniejszy był jednak cel tego wydarzenia: zebranie środków na zakup literatury religijnej i organizację obozu misyjnego w okolicach Drawska Pomorskiego. – Udało się nam zebrać ponad 3 300 złotych, chwała Bogu! – mówił główny organizator market day, Tytus Gudzowski.

Wyjątkowo, pewnie ze względu na dość małą frekwencję, nie odbył się turniej piłkarski. Zamiast niego rozegrano mecz siatkówki, w którym reprezentacja pastorów zmierzyła się z „resztą świata” (remis). Starano się natomiast przygotowywać jak najwięcej atrakcji dla dzieci, jak choćby konkurs na plaży, ciesząca się zainteresowaniem gra „w palanta” czy też oddzielne zajęcia prowadzone przez harcerzy Pathfindersów. – Nasze poselstwo zdrowia to nie tylko dieta, ale i ruch! Młodzi, bierzcie udział w rozgrywkach, nie chodzi o rywalizację, ale o fajnego ducha! – apelował będący na czele w kilku kategoriach, m.in. koszykówce i siatkówce,  Bartek Skąpski.

Duch rywalizacji zdecydowanie udzielił się natomiast podczas konkursu trzech diecezji. Mowa oczywiście o zdrowej, chrześcijańskiej rywalizacji, budzącej jednak wiele emocji, salw śmiechu, a nawet łez szczęścia. Rywalizowano m.in. w konkurencji przyniesienia do namiotu kwartalników szkoły sobotniej. Jakże zawiedli się przedstawiciele wschodu, którzy książeczek przynieśli najwięcej. Nie wiedzieli bowiem, że punktowana była również liczba podkreśleń i własnych komentarzy, których nie mieli. Nie zabrakło konkurencji ruchowych, muzycznych (ciekawy rap zaproponowany przez Diecezję Południową), wymyślania okrzyków, malowania twarzy. Tu bezkonkurencyjna okazała się Diecezja Zachodnia, która wygrała cały konkurs. Pojedynek był jednak zaciekły, drugie miejsce ex quo zajęły pozostałe dwie diecezje.

Wszyscy uczestnicy czekali jednak na najważniejsze wydarzenie Campu: chrzest. Przystąpiło do niego 13 osób. Niezwykle wzruszający był moment, kiedy kolejne młode osoby zanurzały się w wodzie jeziora Lubie. Chrzest poprzedzony został wyznaniem wiary, a ceremonię prowadzili pastorzy: Jarosław Dzięgielewski, Marek Rakowski, Mirosław Karauda, Ryszard Jankowski i Wasyl Bostan, którzy witali później młodzież „w międzynarodowej, ogólnoświatowej rodzinie”. Kilka osób podzieliło się historią swojego nawrócenia. Nie brakowało również apeli, by modlić się o nowo ochrzczonych. Zwłaszcza tych, którzy jako jedyni w rodzinie są adwentystami bądź żyją w miejscach, gdzie wyznawców Kościoła jest bardzo mało.

Sobotni wieczór był czasem podziękowań i podsumowań. Po występie „Chóru Ziemi Zatońskiej” (jak zażartował prowadzący Tomasz Karauda), który zwieńczył tegoroczne spotkanie w Zatoniu, uczestnicy szybko zapomnieli o drobnych campowych potknięciach i niedociągnięciach, którym warto jednak poświęcić kilka słów.

Bardzo długo trwały np. przerwy między zaśpiewaniem utworu a przygotowaniem sprzętu niezbędnego mówcom. Często niejasne było, czy program się już skończył, czy należy spodziewać się jeszcze jego kontynuacji. Publiczność natomiast niejednokrotnie nie wiedziała, czy można już usiąść, czy też nie. W słoneczne dni (a takich nie brakowało) kompletnie niewidoczne były słowa pieśni oraz prezentacje mówców. Nie jest tajemnicą, że zespół rozśpiewujący swoją pierwszą próbę miał… dzień przed Campem. Zespół został jednak dobrze oceniony, o czym świadczy zaproszenie na sierpniowy zjazd młodzieży „Ratunek” w Jeleniej Górze. Co więcej podczas Campu, młodzi muzycy gościli również w pobliskim zakładzie karnym. – To było niesamowite doświadczenie, choć na początku trochę się baliśmy – przyznaje Daniel Ścieszka z zespołu. Jeden z osadzonych powiedział nam po koncercie, że najprawdopodobniej za rok – już po odbyciu kary – będzie z nami na Campie! Bóg zadziałał… – dodaje podekscytowany.

Tak, jak Bóg pomógł zespołowi w więzieniu, tak również czuć było Jego opiekę podczas trwania Campu. Wspomniane niedociągnięcia nie osłabiły wcale wyjątkowego przekazu i Bożej atmosfery. W trakcie spotkania nie wydarzyło się także nic złego ani nie miał miejsca żaden poważniejszy wypadek. Na przyszłość warto pomyśleć o jeszcze większej dbałości o szczegóły, ale już teraz należy podkreślić niesamowity potencjał widoczny na tegorocznym Campie. Mówili o nim nie tylko adwentyści, ale i młodzi przedstawiciele innych kościołów, m.in. katolicy, zielonoświątkowcy, a także osoba która aż do rozpoczęcia Campu w ogóle nie byłą zainteresowana wiarą w Boga!  – Za rok przywieźcie swoich na Camp znajomych, tak jak ja! – zaapelował Wojciech Orzechowski, przedsiębiorca, który prowadził wcześniej warsztaty o tym, jak zgodnie z chrześcijańskimi zasadami prowadzić firmę.

To, że Camp miał misyjny charakter, podkreślali podczas zakończenia spotkania sami konferansjerzy. Doświadczenia z pobliskich wiosek wskazują, że wciąż warto do Zatonia przyjeżdżać i pomagać w organizacji wydarzeń skierowanych do mieszkańców. Wielki potencjał drzemie w przygotowanym przez Tomasza Szambelana Biegu poMOCY, który już za rok powinien być w pełni profesjonalną imprezą. Krok w tę stronę zrobiono  już na tym Campie, a dla chorego na mukowiscydozę Patryka Fiuka zebrano ponad 2 tys. złotych (przeczytaj relację z pierwszego tygodnia Campu). Z takiego „misyjnego” wydźwięku Campu cieszył się jego główny organizator, pastor Wasyl Bostan. Prosił też o wyrażenie zdania o nowym namiocie (ilu Campowiczów, tyle opinii, ale trzeba przyznać, że było bezpiecznie i sucho).

– Czuję, że to ostatni Camp, jaki przyszło mi współtworzyć – mówił Bostan, dziękując Bogu i wszystkim, którzy o tak dobrą atmosferę zadbali. A ogromne oklaski i okrzyki („dzię-ku-je-my!”) pokazały, że jego kilkuletnie zaangażowanie w organizację Campów zostało bardzo docenione.

[/vc_column_text][vc_gallery type=”image_grid” images=”2524,2525,2526,2527,2528,2529,2530,2531,2532,2533,2534,2535,2536,2537,2538,2539,2540,2541,2542,2543,2544,2545,2546″][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”Zatonie … `{`Michał Rakowski/AAI`}`” title_align=”separator_align_right” el_width=”100″][/vc_column][/vc_row]