Najważniejsze jest dla mnie pasterzowanie.
[vc_row][vc_column][vc_text_separator title=”19 MARCA 2018 (NR 633) `{`ZNAKI CZASU/ANDRZEJ SICIŃSKI`}`” el_width=”100″][/vc_column][/vc_row][vc_row][vc_column][vc_column_text]
Wywiad z pastorem Markiem Rakowskim, sekretarzem Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego i dyrektorem Sekretariatów: Rodziny i Komunikacji i Mediów, a także p.o. dyrektora Ośrodka Radiowo-Telewizyjnego „Głos Nadziei”.
GŁOS ADWENTU: Marku, właściwie nie bardzo wiadomo, od którego obszaru Twojej służby zacząć. Czy nie pominąłem czegoś?
MAREK RAKOWSKI: Należałoby pewnie wymienić jeszcze wszystkie nieobsadzone sekretariaty, ale wciąż najważniejsze dla mnie jest pastorstwo, czyli pasterzowanie.
W takim razie na czym przede wszystkim polega Twoja służba? Przewodniczący, skarbnik Kościoła — od razu wiadomo, czym się zajmują. Ale sekretarz? Sprawami papierkowymi?
Moją wielką pasją i zadaniem, jakie sobie stawiam, jest realizacja strategii Kościoła i patrzenie na niego jako pewną całość, której zarówno polska Unia, jak i każdy zbór i wyznawca są częścią. Dążę do współpracy różnych agend Kościoła i staram się jak najlepiej zorganizować pracę różnych sekretariatów, których dzięki Bogu w naszym Kościele przybywa (komunikacja i media, zdrowie, edukacja, misja kobiet). Mój zakres obowiązków na czterech stronach zawiera 17 punktów i 50 podpunktów, więc nie chciałbym zanudzać czytelników. Ale — z sekretarskiej skrupulatności — odnotujmy, że według statutu Kościoła sekretarz Kościoła współpracuje z przewodniczącym Kościoła i skarbnikiem, pełniąc urząd wykonawczy pod kierunkiem Rady Kościoła. Dalej statut mówi, że jako drugi urzędnik Kościoła sekretarz jest z urzędu zastępcą przewodniczącego Kościoła i wiceprzewodniczącym Rady Kościoła; składa sprawozdanie przed Radą Kościoła, przechowuje protokoły z obrad Zjazdu Kościoła, Rady Kościoła oraz Zarządu Kościoła, które następnie dostarcza członkom Rady Kościoła i urzędnikom Wydziału; odpowiada za dostarczanie informacji wymaganych przez przewodniczącego lub Radę Kościoła; wypełnia inne obowiązki zwyczajowo należące do tego urzędu. Tyle mówi statut.
Czyli jednak papierologia… Czy nie lepiej, aby wszyscy pastorzy pracowali w tzw. terenie, opiekując się konkretnym zborem?
Raczej e-mailologia, a nie papierologia — codziennie otrzymuję 70-100 e-maili, niektóre z kilkustronicowymi załącznikami. Tak naprawdę pracę typowo administracyjną i biurową wykonują pracownicy personelu pomocniczego, czyli sekretarki i dział księgowości. Jako sekretarz wchodzący w skład Zarządu Kościoła, razem z kolegami zarządzamy Kościołem i podejmujemy decyzje zgodne z przyjętą strategią. W każdym tygodniu mamy przeciętnie trzy-cztery narady, w tym nierzadko w konsultacji z przewodniczącymi diecezji, podczas których omawiamy kluczowe dla Kościoła sprawy.
Co do terenu — ponad 200 dni w roku przebywam poza biurem, ale też ponad 200 dni przebywam poza domem. To pokazuje, że cał- kiem sporą część mojej pracy zaj- mują wyjazdy w teren. Każdego tygodnia odwiedzam zbory. To bardzo istotna część mojej służ- by, ponieważ pozwala przenosić doświadczenia misyjne zborów, inicjatywy oddolne, pomysły oraz idee na grunt ogólnokościelny.
I odwrotnie — ponieważ jesteśmy częścią 20-milionowej rodziny, a organizacyjnie częścią Wydziału Transeuropejskiego Generalnej Konferencji, sami uczymy się i adaptujemy najciekawsze idee na grunt polski.
To może skupmy się na kilku szczegółowych kwestiach, które dla sekretarza Kościoła są wiedzą, jaką zapewne musi mieć, a zwykły wierny musiałby jej dopiero szukać. Spróbuję zaskoczyć pytaniem. Czy wiadomo na przykład, ilu wyznawców regularnie uczęszcza na nabożeństwa? Albo: jaka jest różnica miedzy frekwencją na pierwszej i drugiej części sobotnich nabożeństw?
Mam taką wiedzę dzięki elektronicznemu systemowi wprowadzania i przetwarzania danych o nazwie MyReport. Na nabożeństwa uczęszcza więc statystycznie niespełna 60 proc. wyznawców. Natomiast różnica we frekwencji pomiędzy pierwszą i drugą częścią nabożeństwa wynosi w skali całego kraju ok. 300 osób.
Stańmy teraz u „drzwi wejściowych” do Kościoła. Skąd nam przybywa najwięcej wiernych? Przez chrzty, głosowanie czy listy zborowe, na przykład z Ukrainy
Wciąż poprzez chrzty. Ciekawe jest to, że podobnie jak to jest w Kościele ogólnoświatowym, najwięcej osób przyjmuje chrzest dzięki rodzinie, znajomym — sąsiadom i kolegom, co pokazuje ważność relacji i przyjaźni jako najskuteczniejszych sposobów pozyskiwania ludzi dla Chrystusa. Wzrasta dynamicznie liczba osób, które poznały adwentystów za pośrednictwem internetu. I rzeczywiście prawdą jest, że coraz więcej listów zborowych przybywa z Ukrainy, co nas bardzo cieszy.
A teraz „drzwi wyjściowe”. Jak nas ubywa? Bardziej przez dyscyplinarne pozbawianie członkostwa, odejścia na własną prośbę czy z powodu śmierci?
Nie ma tu jakiegoś decydującego czynnika, mniej więcej po trochu z każdej wymienionej przyczyny. Do tego musimy dodać wciąż silną emigrację. Ciekawostką natomiast jest to, że na świecie tylko 5 proc. adwentystów odchodzi z powodów doktrynalnych. Powinno nas to mobilizować do kładzenia większego nacisku w zborach na budowanie wspólnoty pod kątem przyjacielskich, rodzinnych więzi. Ale może już wystarczy pytań o statystyki…
No dobrze. Na mijającą kadencję przypadła organizowana przez Wydział Transeuropejski ocena pracy sekretarzy we wszystkich uniach. Przyznaj się bez bicia, jak wypadła nasza unia, czyli Kościół krajowy.
Hm… pytanie dość trudne, ponieważ nie chciałbym wyjść tu na osobę nieskromną. No to bez bicia przyznam, że było to jedno z moich najmilszych doświadczeń tej kadencji, za które dziękuję przede wszystkim Bogu, ale również wspaniałemu zespołowi współpracowników, w tym szczególnie siostrom sekretarkom — Ani i Małgosi.
To ja pomogę. Sekretariat polskiego Kościoła zdobył najwięcej punktów w całym Wy dziale. Skoro już o Wydziale mowa, jakie są korzyści utrzymywania kontaktów ze światowym Kościołem?
Myślę, że takie same jak w czasach apostolskich. Kiedy czytamy Dzieje Apostolskie oraz listy apostoła Pawła, możemy przy okazji podszkolić swoją wiedzę z geografii. Kościół jest społecznością międzynarodową, ponieważ wciąż aktualne jest polecenie Pana Jezusa, aby głosić ewangelię całemu światu. Polska jest częścią tego świata. Znajdujemy się w Europie, najbardziej zsekularyzowanym kontynencie świata, i w związku z tym mówienie ludziom o Bogu jest niesamowicie trudnym zadaniem. Spotykanie się na szczeblu Wydziału podczas narad, szkoleń i realizowania wspólnych projektów jest niesłychanie ubogacające, ponieważ możemy się wiele od siebie uczyć.
Czego konkretnie możemy nauczyć się od braci z Wydziału?
Braci i sióstr! [Śmiech]. No właśnie, chociażby konieczności otwarcia się na różnorodność. Jesteśmy wciąż dość homogenicznym społeczeństwem. Ale to się zmienia. Przykładem wspomniana wielka imigracja Ukraińców, którzy mają odmienne korzenie religijne, inną duchowość, odmienną mentalność. Kontakty z braćmi i siostrami z Wydziału pozwalają poznać tę różnorodność jeszcze bardziej i doświadczyć, jak cudownie Bóg wykorzystuje nasze różne talenty. Wymiana doświadczeń z Wydziałem z pewnością przyspieszyła rozwój i ewangelizacyjne wykorzystanie mediów w Polsce, pokazała, że nie powinniśmy bać się nowoczesności i wykorzystywania takich form i takiego języka komunikowania się z ludźmi, które ułatwiają tak naprawdę, a nie utrudniają ewangelizację. Wielkim wkładem Wydziału w polski Kościół, oprócz wsparcia finansowego dla projektów misyjnych, jest dzielenie się swoim potencjałem edukacyjnym i szkoleniowym. Z perspektywy wielu lat swojej służby mogę powiedzieć, że dzięki pracy w Zarządzie Kościoła i tym samym kontaktom międzynarodowym moje spojrzenie na Kościół zmieniło się, poszerzyły się horyzonty, co wierzę, przynosi korzyść nam wszystkim.
A czy Wydział może nauczyć się czegoś od nas?
Myślę, że odwagi w głoszeniu ewangelii i sporej kreatywności. Z przyjemnością dostrzegam na każdym posiedzeniu Wydziału wymienianie Polski jako przykładu pozytywnego zaangażowania się w różne projekty. Pragnę przypomnieć, że to właśnie Polska jako pierwszy kraj europejski „wymyśliła” Desmonda Dossa jako bohatera, którego historią warto w kreatywny sposób podzielić się ze społeczeństwem. Zostało to zauważone nawet w Generalnej Konferencji i wielką przyjemnością było dla mnie odpowiadanie na prośby z innych krajów o podzielenie się materiałami, strategią, pomysłami przy projekcie „Przełęcz ocalonych”. Podobnie w Wydziale zauważane i doceniane są takie innowacyjne projekty jak wychodzenie na ulice młodzieży przy okazji 500-lecia reformacji i robienie happeningów. Sobotnia Sofa, Expo Zdrowie dla dzieci i młodzieży, zorganizowanie i dyscyplina polskich Pathfindersów, „Oścista Ryba”w internecie, obozy młodzieżowe na Danielkach, misyjne zaangażowanie Trzech Aniołów. To jest zauważalne i to cieszy.
Przejdźmy do Sekretariatu Rodziny. Służba w tym dziale to bardziej szkolenia czy indywidualne poradnictwo? Jakie problemy najczęściej są zgłaszane?
To przede wszystkim edukacja i profilaktyka. Wykorzystuję najczęściej sobotnie popołudnia, ale kilka razy do roku na zaproszenie zborów prowadzimy z Alą, moją żoną, programy i seminaria wzmacniające więzi małżeńskie. Najczęstsze zgłaszane problemy to słabnące więzi wynikające z reguły z nieumiejętnej komunikacji i — niestety — przemoc w rodzinie, częściej emocjonalna, duchowa, rzadziej — fizyczna.
Jak oceniasz kondycję polskich rodzin adwentystycznych na tle reszty społeczeństwa? Jakieś szczególne zagrożenia? Kłócimy się tak samo, rozwodzimy tak samo? Czy nasza duchowość jednak nas impregnuje?
Nie były prowadzone w Polsce takie badania, ale w Stanach Zjednoczonych liczba rozwodów wśród adwentystów jest dwukrotnie mniejsza w porównaniu z resztą populacji. Z moich obserwacji wynika, że podobnie może być w Polsce. Niewątpliwie wysokie standardy moralne, przywiązanie do wartości duchowych, pielęgnowanie więzi duchowych z Bogiem odgrywają pozytywny wpływ. Niestety, nie jesteśmy wolni od kłótni, zdrad i rozwodów. Fakt, że pod tym względem jesteśmy lepsi niż tzw. świat, nie powinien nas usypiać. Znam przypadki, że małżeństwa nie rozwodzą się nie dlatego, że żyją w miłości do siebie, ale tylko dlatego, że nie pozwala im na to przynależność do Kościoła oraz presja otoczenia i społeczności. Trudno powiedzieć, ile jest takich małżeństw na papierze, ale widzę taką prawidłowość, że im więcej takich problemów w poszczególnych miejscach, tym mniejsze zainteresowanie programami rodzinnymi.
Zakończmy mediami. Jak oceniasz działalność Kościoła pod tym względem do tej pory i jakie widzisz wyzwania na przyszłość?
Nie będę ukrywał, że wyzwań jest dużo. Choćby dlatego, że produkcja telewizyjna jest bardzo droga i trudno o kompromisy — widz je zobaczy! Dlatego chcemy się rozwijać i produkować więcej polskich programów. Zbudujemy profesjonalne studio telewizyjne. W 2017 roku wyprodukowaliśmy 180 godzin audycji telewizyjnych i radiowych. Wspominałem o współpracy różnych oddziałów Kościoła. Przykładowo Sekretariat Ewangelizacji opracowuje konkretną serię programów — ostatnio „Życie ma sens”, a w 2018 ro- ku nawiążemy do 100-lecia odzyskania niepodległości i to będą mogły wykorzystywać zbory. Wydawnictwo przygotowuje materiały drukowane, ulotki i gra ki. A „Głos Nadziei” rejestruje przykładową serię wykładów. Właśnie tutaj — jako sekretarz — staram się nie tylko kibicować, ale też aranżować takie holistyczne projekty i wspomagać pracę kolegów, że wymienię tylko Jana Kota i Daniela Kluskę. Nie zapominajmy też o innych mediach, które wspomagają misję Kościoła, jak Nadzieja.tv czy wspomniana już „Oścista ryba”, a także coraz liczniejsze „lokalne”, choć trudno mówić o lokalności w przypadku internetu, kanały na YouTube (np. oświęcimski) czy Facebooku (np. poznański i warszawski).
Sekretariat Komunikacji to też dbanie o strony internetowe, media społecznościowe, identykację wizualną, reklamy w przeglądarkach — aby zainteresowani odnaleźli właśnie nasz Kościół!
Czyli wyzwania mają związek przede wszystkim z brakiem pieniędzy?
Nie tylko. Wspomnę o jeszcze jednym wyzwaniu, którego jestem świadomy. W naszych mediach być może powinniśmy jeszcze bardziej „promować” Jezusa, pokazywać Jego żywą siłę i działanie w XXI wieku, a nie tylko Kościół jako sprawnie działającą organizację. Nie mówię, że robimy tylko jedno albo tylko drugie, ale może powinniśmy się zastanowić, jak rozłożyć akcenty…
Jesteśmy coraz bardziej aktywni w internecie, ale czy wystarczająco aktywni, czy może miejscami nawet nadaktywni? Mam na myśli Kościół, instytucje kościelne, zbory i indywidualnych wiernych.
Nigdy za wiele pozytywnej aktywności w internecie. To jest obecnie podstawowe medium służące do przekazywania ewangelii. Rolę internetu można porównać do języka koine w czasach Pana Jezusa, bez którego trudno byłoby rozpowszechnić ewangelię, czy do wynalezienia maszyny drukarskiej, bez czego z kolei nie byłoby reformacji. I cieszę się, że wiele zborów oraz naszych instytucji coraz więcej i w sposób coraz bardziej profesjonalny i kreatywny wykorzystuje to narzędzie, przynosząc chlubę Kościołowi i radość Panu Bogu.
Niestety, podobnie jak to jest poza Kościołem, nie wszyscy wykorzystują możliwości internetu w sposób właściwy. Pół biedy, jeśli to jest na zamkniętych forach dyskusyjnych. Z niektórymi zresztą postanowiłem się rozstać. Ale w otwartym internecie, na portalach społecznościowych są wyznawcy, którzy zachowują się nieodpowiedzialnie. Przejawia się to najczęściej w niekulturalnej krytyce innych, atakowaniu, wyśmiewaniu, hejtowaniu, trollowaniu, propagowaniu niesprawdzonych informacji, spiskowych teorii itd. Na szczęście to margines, choć dosyć głośny.
Ellen White napisała kiedyś, że chociaż ludzie wierzą w fałszywe bóstwa, mamy ich od tego odciągać nie przez krytykę bóstw, ale przez pokazanie czegoś lepszego. Dobrze byłoby również w internecie wywyższać przede wszystkim Chrystusa, a swoją energię spożytkować przede wszystkim w pozytywnej działalności w swoim lokalnym zborze. Ja chciałbym gorąco podziękować wszystkim internautom, którzy przez swoją działalność przyczyniają się do budowania dobrego wizerunku Kościoła, a nade wszystko przynoszą Pana Jezusa Chrystusa i Jego ewangelię do polskich domów.
Masz w ogóle czas na spanie?
Z ośmiu zasad zdrowia spanie wcale nie wychodzi mi najgo- rzej! Ale to pewnie dzięki temu, że Pan Bóg stworzył mnie sową [śmiech].
Rozmawiał Andrzej Siciński – Redaktor Naczelny miesięcznika „Znaki Czasu”
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]