Pandemia nienawiści
Wydarzenia ostatnich miesięcy spowodowały, że oprócz walki z koronawirusem przyszło nam wszystkim, także w Kościele, zderzyć się z jeszcze jednym wrogiem – nienawiścią. Dlaczego?
2 GRUDNIA 2020 `{`FELIETON / DANIEL KLUSKA`}
Liczba zachorowań na COVID-19 w Polsce zaczęła maleć w grudniu, choć pomimo wprowadzonych obostrzeń dalej utrzymuje się na wysokim poziomie. Z pewną systematycznością wzrasta liczba osób, które w obecnej pandemii widzą jedynie teorię spiskową, której celem jest manipulacja tłumami i redukcja populacji naszej planety. Na to wszystko nałożyły się także problemy ekonomiczne Polaków, a w ostatnim czasie niezadowolenie po decyzji Trybunału Konstytucyjnego i uliczne „spacery” protestacyjne.
Naturalna emocja
Na pewnym etapie życia każdy doświadcza uczucia złości. Różnica zdań i ostatecznie brak przekonania drugiej strony do naszych racji nieraz doprowadziły nas do obłędu. Kiedy nie potrafimy porzucić negatywnych emocji i co jakiś czas do nich wracamy, to całkiem możliwe, że właśnie wyhodowaliśmy sobie nienawiść. Jeżeli czegoś z tym nie zrobimy, to owo niewinne z pozoru „stworzonko” – którego już nie porzucimy (bo przecież mamy rację), ale także się do niego nie przyznamy (bo jako chrześcijanom nam po prostu nie wypada) – może z nami pozostać na długo. Niestety często tak się dzieje.
Jako nawróceni ze złej drogi poganie, mamy niestety tendencję do patrzenia na innych z góry. Wiemy więcej. Znamy proroctwa i koniec tego świata, który zapowiada Biblia. Zanim ktoś opowie nam o swoich problemach, my już mamy rozwiązanie. Problem pojawia się wtedy, kiedy ktoś uporczywie nie chce słuchać. Nie rozumie. My dalej swoje i pętla się zaciska. Także w Kościele. Szczególnie w internecie.
Mamy różną wrażliwość i trudno nam żyć z opiniami innych ludzi. Albo przekonamy ich do naszych racji, ale wpisujemy na czarną listę i karmimy nią „stworzonko”. Później jest już tylko gorzej. Kiedy po naszej stronie znajdzie się więcej osób, zaczynamy uważać nasz święty gniew za usprawiedliwiony.
Święty gniew
Lubimy korzystać z szeroko rozumianej wolności i przysługujących nam praw. Jednak mamy problem, aby pozwolić na to innym. Czasami nasz gniew może być nawet właściwy, kiedy widzimy niesprawiedliwość, a być może nawet jej doświadczamy. Musimy jednak nauczyć się wyrażać to, co czujemy, a następnie właściwie kierować nasze emocje. To trudne, ale możliwe. Nie zapominajmy, że pielęgnowana złość będzie prowadziła do głębszego krytycyzmu, drażliwości, a nawet agresji. Ostatecznie może się odbić także na naszym zdrowiu, powodując problemy ze snem, trawieniem, a nawet prowadzić do depresji. Malachy McCourt, amerykański aktor i pisarz, powiedział kiedyś, że pielęgnowanie żalu jest jak trucizna, którą zażywasz i czekasz, aż ta druga osoba umrze. Sekretarz generalny ONZ Antonio Guterres na jednej z konferencji oświadczył, że pandemia koronawirusa wywołuje „tsunami nienawiści i ksenofobii, ale nienawiść nie zabije wirusa”.
Pielęgnowana złość może z czasem przypominać drzewo, którego korzenie czerpią wodę z niewłaściwego źródła. Drewnem z takiego drzewa być może napalimy w piecu, a samo drzewo da nam niekiedy upragniony cień, ale na takim drzewie niestety próżno szukać dobrych i smacznych owoców.
Owoc Ducha
W Liście do Galacjan 5,22-23 apostoł Paweł wskazuje, że na owoc Ducha składają się – oprócz radości, pokoju, wstrzemięźliwości czy wierności – miłość, cierpliwość, dobroć, uprzejmość i łagodność. Nietrudno zauważyć, że te wymienione przeze mnie wcześniej cechy odnoszą się bardziej do naszych życiowych postaw i być może podejmowanych decyzji. Jednak te kolejne to cechy, które powinny być – oczywiście na równi z poprzednimi – obecne w chrześcijańskim życiu i odzwierciedlać nasz przemieniony przez Jezusa charakter.
W czasie niepewności, zmartwień i wszechobecnego strachu przed wszystkim, w jakim dzisiaj żyjemy, chrześcijanie powinni szczególnie nieść ludziom słowa pociechy. Jeżeli dzisiaj jest coś, czego potrzebuje nasz sąsiad, zaprzyjaźniony sprzedawca albo dawno niewidziany przyjaciel ze zboru, to właśnie są to szacunek, słowa nadziei i zrozumienia. Tych cech nie powinno nam brakować.
A jeżeli tak nie jest?
Odpowiedzią jest Chrystus. Zwróć się do Boga i proś o to, aby pomógł ci zatrzymać się w życiu. Wyłącz na chwilę telefon, komputer i telewizor. Wstań wcześnie rano i spotkaj się z Bogiem. Otwórz Biblię. On pragnie tego, aby twoje życie wolne było nie tylko od nienawiści, ale aby było pełne szacunku do drugiego człowieka, łagodności, dobroci i miłości. Również pełne przebaczenia. Nie tylko wobec innych. Także wobec siebie samego. Zaufaj.
Wśród osób, które przeszły zakażenie koronawirusem, mam kilkoro przyjaciół. W ciągu kilku minut jestem w stanie skontaktować się z nimi i zapytać, jak przechodzą to zakażenie. Wśród znajomych mam też kilku lekarzy pracujących na pierwszej linii frontu. To wszystko skłania mnie do wniosku, że walka z pandemią toczy się naprawdę. Ale czy chcę walczyć z tymi, którzy myślą inaczej? Chyba już nie. Słucham różnych argumentów „przeciw”, ale póki decyzje rządzących nie godzą w moją wolność sumienia i biblijne zasady, które wyznaję, a noszenie maseczek czy dystans społeczny mogą sprawić, że mijająca mnie na ulicy, w sklepie czy Kościele osoba poczuje się bezpieczniej, to dlaczego tego nie robić? Aby poczuć się innym? Lepszym? Wierniejszym?
Wydaje się, że antycovidowcy są w 90 proc. internetowym produktem. Bezrefleksyjnie udostępniane filmy z żółtymi napisami, lektorami mówiącymi łamaną polszczyzną wydają się skłaniać do wniosku, że w internecie znajdziesz materiał na potwierdzenie prawie każdej teorii. Zapominamy, że nie wszystko złoto, co się świeci.
Potrzebna szczepionka
Zdarzyło mi się w życiu odważnie – i mało dyplomatycznie – nie zgodzić z opinią innych osób. Z takich pyrrusowych zwycięstw nigdy nie płynie dłuższa satysfakcja. Cały czas uczę się szanować odmienność innych i oddzielać postępowanie od człowieka. Choć wydaje mi się, że radzę sobie z tym dość dobrze, to jednak widzę, jak wiele pracy jeszcze muszę wykonać. Z drugiej strony, nauczyłem się także, że sposób wyrażania swojego zdania z poszanowaniem opinii drugiej strony rzadko prowadzi do złości czy rozczarowania. Częściej budzi zaufanie. Daje szansę na kolejną rozmowę.
Studiując Biblię, rozumiem, że w czasie, w jakim żyjemy, musiał nastąpić kolejny kryzys. Tym razem nie ekonomiczny czy wywołany wojną, ale kryzys, którego sceną jesteśmy my sami – nasze myśli, słowa i czyny. Pandemia koronawirusa pokazała, jak niewiele potrzeba, aby jeszcze bardziej podzielić przyjaciół, rodziny czy zbory, choć wydawało się to niemożliwe. Tak dobrze okopaliśmy się już w wojnach o jedzenie mięsa, skromnego bądź nieskromnego ubioru, perkusji w Kościele czy najbardziej skutecznych sposobów ewangelizacji, że już nic nie mogło nas zaskoczyć. A jednak…
Mam wewnętrzne przekonanie, że prawdziwa duchowa walka o twoje i moje życie nie rozegra się o maseczki czy społeczny dystans. Ona toczy się o to, jak traktujesz każdego, kto myśli i robi inaczej niż ty. I nie ma znaczenia, po której stronie tej walki dzisiaj stoisz – czy uważasz COVID-19 za ogólnoświatowy spisek, czy jednak zakładasz maseczkę, kiedy tylko wychodzisz z domu. Obrazem dojrzałości owocu Ducha jest to, jak traktujesz tych, którzy myślą inaczej.
Na jednej z majowych konferencji prasowych ONZ Antonio Guterres, sekretarz generalny ONZ, powiedział ciekawe zdanie: „nienawiść nie zabije wirusa”. To prawda. Nienawiść i gniew nie mogą przynieść pozytywnych efektów, ale szacunek i miłość już tak. Takiej szczepionki potrzebuje dzisiaj ludzkość – nadziei na życie w wieczności, nadziei okazanej w miłości i szacunku do drugiego człowieka.
Daniel Kluska