Wybory. Głosować, czy nie?
Nigdy nie lubiłam czytać artykułów o tym, jak adwentyści dnia siódmego powinni odnosić się do głosowania. Nie chodzi o to, że nie doceniam doskonałych, biblijnie uzasadnionych zasad podkreślanych prze te artykuły. Problem polegał na przełożeniu tych zasad na praktykę.
Spójrzmy na poniższą uchwałę trzeciego Zjazdu Generalnej Konferencji z 1865 roku: „Postanowiono, że naszym zdaniem akt głosowania, gdy jest dokonywany w imię sprawiedliwości, człowieczeństwa i prawa, jest sam w sobie bez zarzutu, a czasami może być nawet wielce pożądany; ale oddanie głosu na poparcie takich zbrodni, jak nieumiarkowanie, powstanie i niewolnictwo uważamy za wysoce karygodne w oczach Nieba. Odradzalibyśmy jednak udział [w głosowaniu] w duchu walki partyjnej”[1].
Było to pierwsze oficjalne oświadczenie Kościoła w sprawie głosowania w wyborach, które wraz ze stanowiskiem Ellen White w dużej mierze ukształtowało od tamtej pory sposób myślenia i mówienia adwentystów o głosowaniu. Co to jednak znaczy dziś oddać swój głos „w imię sprawiedliwości, człowieczeństwa i prawa”?
Albo popatrzmy na żarliwe poparcie Ellen White dla ruchu wstrzemięźliwości z końca XIX wieku. Jej komentarze nie pozostawiają wątpliwości, że chciała, aby członkowie Kościoła głosowali, zwłaszcza za ustawami zakazującymi sprzedaży alkoholu. Na spotkaniu obozowym w Des Moines w stanie Iowa w 1881 roku z zaangażowaniem przemawiała za poparciem uchwały w brzmieniu: „Postanowiono wyrazić nasze głębokie zainteresowanie ruchem wstrzemięźliwości [od alkoholu] rozwijającym się teraz w tym stanie oraz zalecić naszym pastorom wykorzystanie swoich wpływów w zborach i społeczeństwie dla skłonienia ludzi do podjęcia wszelkich konsekwentnych wysiłków, przez osobistą pracę i przy urnach wyborczych, na rzecz wprowadzenia do Konstytucji poprawki o prohibicji, o co starają się zwolennicy wstrzemięźliwości”[2].
Punktem spornym między ówczesnymi wierzącymi były słowa ”przy urnie wyborczej”, ale White jednoznacznie opowiedziała się za zachowaniem tej frazy. Epizod ten nie daje nam dziś wystarczających wskazówek [w rozważanej kwestii] i wydaje się jeszcze bardziej mącić wodę. Czy mamy rozumieć, że jeśli sprawa jest wystarczająco ważna, to adwentyści powinni próbować wykorzystać swój wpływ na społeczeństwo do narzucenia mu naszych [politycznych] przekonań? A jeśli tak, to kto ma decydować, jakie kwestie są dziś na tyle ważne?
Rozważmy kolejne dwie pozornie sprzeczne rady. W przemówieniu do młodych ludzi w Battle Creek College w roku 1883 White powiedziała: „Czy macie myśli, których nie śmiecie wyrazić, iż pewnego dnia możecie osiągnąć szczyty intelektualnej wielkości oraz zasiąść w gronie doradców i ustawodawców, by przyczyniać się do stanowienia praw państwowych? Nie ma nic złego w takich aspiracjach”[3].
Ale zaledwie sześć lat później White napisała często cytowany list do „nauczycieli i kierowników naszych szkół”, w którym czytamy: „Nie możemy bezpiecznie głosować na partie polityczne, bo nie wiemy, na kogo głosujemy. Nie możemy bezpiecznie angażować się w żadne układy polityczne. (…) Błędem jest wiązanie swoich interesów z jakąkolwiek partią polityczną i oddawanie na nią głosu”[4].
Jak młoda osoba może rozsądnie aspirować do zasiadania w ciałach ustawodawczych, bez przypinania jej łatek politycznego angażowania się w głosowanie i partie polityczne?
Bliższe spojrzenie
Oczywiście, jak zawsze liczy się kontekst. Oświadczenie Generalnej Konferencji z roku 1865 w sprawie głosowania można prawdopodobnie lepiej zrozumieć w świetle wojny secesyjnej [1861-1865]. Dla adwentystów z roku 1865, którzy właśnie przeżyli cztery lata straszliwej traumy i rozlewu krwi, oświadczenie to pośrednio potwierdziło długotrwałą odrazę Kościoła do niewolnictwa. Dla członka Kościoła tamtej epoki odwołanie się do „sprawiedliwości, człowieczeństwa i prawa” było więcej niż jasne.
Podobnie wsparcie adwentystów dla ruchu wstrzemięźliwości od alkoholu powinno być postrzegane nie jako próba narzucenia społeczeństwu naszych przekonań poprzez ustawodawstwo, ale jako nasz wkład w główny ruch społeczny i polityczny
tamtych czasów. Trudno nam dziś zrozumieć ten międzynarodowy, trwający od dziesięcioleci wysiłek na rzecz wstrzemięźliwości. Zgromadził on różne grupy religijne, reformatorów społecznych i przywódców politycznych. Tym, co napędzało ten masowy ruch, było nie tylko przekonanie, że spożywanie alkoholu jest moralnie złe, ale także przekonanie, iż przemysł alkoholowy korumpuje niemal każdy aspekt społeczeństwa — napędza przestępczość, hazard, prostytucję, przemoc domową, powoduje rozpad rodzin i korupcję polityczną. Wielu z tych, którzy walczyli o wstrzemięźliwość, było również zwolennikami abolicji i prawa kobiet do głosowania. Istnieją silne argumenty za tym, że poparcie adwentystów dla szerokich celów społecznych ruchu wstrzemięźliwości było naturalną kontynuacją naszego długo utrzymywanego sprzeciwu wobec niewolnictwa jako moralnego zła, które zaraziło i zepsuło każdy segment amerykańskiego społeczeństwa.
A co z pozornie sprzecznymi stwierdzeniami White o tym, jak dalece adwentyści powinni angażować się w praktyki polityczne? W subtelny i wyważony sposób dostosowała swoje rady do słuchaczy i ich sytuacji. W pierwszym cytacie zwraca się do studentów, z których wielu wkrótce wyruszy w świat, aby zaznaczyć w nim swoją obecność. W drugiej zwraca się konkretnie do tych, którzy byli już zatrudnieni przez Kościół w konkretnym celu — budowania wśród adwentystycznej młodzieży mocnego duchowego fundamentu. Były to osoby na zaufanych stanowiskach, u których odchylenia ku politykowaniu mogły głęboko zaszkodzić młodym ludziom oddanym pod ich opiekę.
Znane zasady
Nie mając możliwości cofnięcia się w czasie, żeby osobiście doświadczyć życia społecznego i politycznego w świecie przełomu XIX i XX wieku, musimy spojrzeć na pisma Ellen White całościowo, a nie wyrywać ich krótkie fragmenty z kontekstu.
Odkryjemy wtedy, że nadrzędnym celem jej udzielanych przez lata rad było ostrzeganie przed niebezpieczeństwami polityki, a jednocześnie otwieranie przestrzeni dla ostrożnego, selektywnego zaangażowania się w transformację społeczną za pomocą środków politycznych.
Ta sama potrzeba uważnego studiowania kontekstu odnosi się oczywiście również do różnych przykładów biblijnych, takich jak Nehemiasz i Daniel lub często dyskutowanych słów apostoła Pawła na temat władzy świeckiej i duchowej, które można znaleźć w Rz 13,1-7 i innych miejscach.
Na szczęście wielu adwentystycznych uczonych podjęło się tego zadania na przestrzeni lat. Jeśli chodzi o temat głosowania, ich wnioski są zasadniczo zgodne. Jeśli poszukasz w archiwach artykułów na ten temat opublikowanych w „Adventist Review”, „Liberty” lub „Ministry”, zobaczysz kilka kluczowych punktów, które stale się pojawiają. Można je z grubsza wyrazić jako pięć ogólnych idei:
- Akt głosowania nie jest z natury zły i w rzeczywistości może stanowić ważną część naszej odpowiedzialności jako chrześcijan.
- Jeśli zdecydujesz się głosować, powinieneś zachować swoje opinie dla siebie, ponieważ twój wybór jest sprawą osobistą między tobą, Bogiem i nikim innym.
- Głosowanie wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. To, na kogo i dlaczego głosujemy ma [również] znaczenie duchowe.
- Głosowanie nie jest sportem zespołowym. Bagaż, który często towarzyszy głosowaniu, a mianowicie „duch walki partyjnej”, może być destrukcyjny i należy go unikać za wszelką cenę.
- A przede wszystkim nie pozwól, aby otaczający nas polityczny hałas odciągnął nas od naszej podstawowej misji — zwracania ludzkich serc ku ich Stwórcy.
Nie ma tu radykalnie nowych pomysłów. Wielokrotnie słyszeliśmy już różne wersje tych zasad podczas poprzednich kampanii wyborczych. Kiedy jednak zastanawiam się nad najbliższymi wyborami politycznymi, te doskonałe wytyczne nadal tak naprawdę nie rozwiązują sedna mojego dylematu.
Wybór do zrobienia
Wracając do tego początkowego pytania: co dziś ma zrobić myślący, troskliwy adwentysta dnia siódmego, jeśli chodzi o wybory? Głosować czy nie? „Oto jest pytanie”. Czy lepiej głosować, stając się pośrednio częścią toksycznego systemu, przesiąkniętego korupcją, napędzanego własnym interesem i naznaczonego skrajną retoryką ze wszystkich stron? A może lepiej wycofać się, zachowując czyste serca i ręce, czekając na czas, kiedy wszystko stanie się nowe i nie będą już potrzebni ani stratedzy polityczni, ani urny wyborcze?
A może uznajmy rzeczywistość. Wybory są niesmaczne na wielu różnych poziomach. Kiedy pracowałam na Kapitolu i odwiedzałam biura Kongresu, spotykałam się i rozmawiałam z ludźmi, którzy wyraźnie kierowali się chwalebnymi celami — od asystenta polityka po wybranego parlamentarzystę. Osoby te pracowały nad kształtowaniem polityki publicznej w sposób, który ich zdaniem przyniósłby korzyści całemu społeczeństwu. Jednak w praktyce prawie niemożliwe jest oddzielenie wzniosłych aspektów polityki od okrucieństwa, głodu władzy i bezmyślnej gorliwości, które są również stałym elementem naszego obecnego krajobrazu politycznego.
Sprawa osobista
Głosować czy nie głosować? Istnieją dobre argumenty za jedną i drugą opcją[5]. I na tym polega być może najważniejszy punkt. Nie ma jednej uniwersalnej odpowiedzi. Gdybym miała się odważyć i sformułować jedną nadrzędną zasadę, która powinna kierować adwentystami w podejściu do wyborów, brzmiałaby ona tak: głosowanie jest sprawą osobistą! Twój wybór może być inny niż mój — i wszystko w porządku. Jako redaktorka naszego kościelnego czasopisma „Liberty” — wydawanego od 116 lat i skupiającego się na relacjach Kościoła z państwem — często rozmawiam z troskliwymi, zaangażowanymi członkami Kościoła, którzy mają diametralnie różne poglądy na temat polityki i głosowania.
Odpowiedzialność za zmaganie się z moimi decyzjami wyborczymi nie spada na nikogo poza mną. Nie należy do Generalnej Konferencji ani do żadnego innego szczebla administracji kościelnej. Nie należy do pastora mojego zboru ani do osób siedzących w kościele obok mnie. To, czy i jak zdecyduję się głosować, nie należy ani do kazalnicy, ani do szkoły sobotniej, ani do małych grup studiujących Biblię.
Jest jednak haczyk, i to duży. Aby moja decyzja była naprawdę osobista, muszę uwolnić moje myślenie od niemal nieodpartego utożsamiania się z określoną partią. A to wymaga wysiłku herkulesowego, jako że dla większości z nas sympatie polityczne z czasem mocno zakorzeniają się w naszej tożsamości. Jedno z ostatnich badań wykazało, że większość Amerykanów odruchowo identyfikuje się z określoną partią polityczną. Często sięga tak głęboko, że ma pierwszeństwo przed wszystkimi innymi ważnymi identyfikatorami społecznymi, takimi jak płeć, rasa, religia, język czy pochodzenie etniczne[6]. Innymi słowy, większość z nas wybrała drużynę polityczną i będzie na nią głosować, niezależnie od tego, co się stanie.
Kim jestem przede wszystkim?
Mogę być dobrą adwentystką dnia siódmego i wierzyć, że należy unikać głosowania i rozpraszania uwagi politycznym aktywizmem. Mogę być również dobrą adwentystką dnia siódmego, która czyta nakazy Mi 6,8 i inne fragmenty Pisma Świętego i decyduje, że musi zrobić coś więcej niż tylko wypowiedzieć „apokaliptyczny lament” nad swoim krajem, a mianowicie musi, najlepiej jak potrafi, spróbować odzwierciedlić wartości królestwa Bożego w dzisiejszych realiach politycznych. Mogę być dobrą adwentystką, niezależnie czy zagłosuję na republikanów, demokratów, zielonych, libertarian czy innych.
Ale jeśli nie walczyłam w modlitwie z moimi wyborami i jeśli nie jestem gotowa, aby moje decyzje polityczne były podporządkowane mojej najważniejszej tożsamości jako dziecka Bożego, to być może nadal mam pewną pracę do wykonania.
Głosować czy nie głosować to nasz wybór. Obyśmy odnosili się do siebie nawzajem z wyrozumiałością, pokorą i cierpliwością. Nigdy nie zapominajmy, że służymy Temu, który jest ponad wszelką polityką i którego królestwo nadejdzie niezależnie od wyborów, jakich dokonamy przy urnach wyborczych.
BETTINA KRAUSE
[Przedruk z adventistreview.org. Autorka jest redaktorem czasopisma „Liberty” oraz zastępcą dyrektora Sekretariatu Spraw Publicznych i Wolności Religijnej w Wydziale Północnoamerykańskim].

[1] „Review and Herald”, 23.05.1865.
[2] Tamże, 5.06.1881. „(…) dowiedziałam się, że mam mówić na temat tego, czy nasz lud powinien głosować za prohibicją. Powiedziałam im, że tak, i mówiłam dwadzieścia minut” — Letter 6, 1881. E.G. White, Temperance, Mountain View (Calif.) 1949, s. 255).
[3] E.G. White, Poselstwo dla młodzieży, tłum. Jarosław Kauc, Wydawnictwo „Znaki Czasu”, Warszawa 2011, s. 28.
[4] Ten list został w całości opublikowany w Fundamentals of Christian Education, Nashville 1923, s. 475-484.
[5] Zob. najnowszy artykuł adwentystycznego mecenasa J. Standisha pt. Jokers, Clowns, and Purists w „Liberty”, czerwiec-lipiec 2022.
[6] M. Martinovich, Americans’ Partisan Identities Are Stronger Than Race and Ethnicity, Stanford Scholar Finds, „Stanford News”, 31.08.2017.