Zachariasz Łyko – Być ciepłym…

[vc_row][vc_column][vc_column_text]

Dnia 22 stycznia 2013 roku minęła piąta rocznica śmierci pastora Zachariasza Łyko – profesora nauk teologicznych, wykładowcy akademickiego, publicysty, pisarza, działacza społecznego, członka Komisji Tłumaczy Pisma Świętego, autora ponad 2 tysięcy publikacji oraz 40 książek. Z tej okazji prezentujemy felieton przypominający najważniejsze fakty z życia tej wybitnej postaci Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Polsce.


Szkoda, że tak niewielu z nas jest ciepłych i otwartych na drugiego człowieka; że tak często w ich relacjach z innymi zamykamy się w sobie, stwarzając niepotrzebny dystans.

Dostałem niedawno zaproszenie na spotkanie organizowane przez Towarzystwo Biblijne w Polsce poświęcone przygotowaniom do obchodów majowych Dni Biblijnych. Jak dotąd zawsze bywałem na takich spotkaniach z pastorem Zachariaszem Łyką. To on, odkąd tylko pojawiłem się w Warszawie, wprowadzał mnie w meandry środowisk międzywyznaniowych, pokazywał jak się wśród nich poruszać, co mówić. A ja obserwowałem i uczyłem się. Widziałem, jak wykorzystuje każdą okazję, by wyraźnie zaznaczyć naszą obecność jako przedstawicieli Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego, aby wszyscy widzieli, że nasz Kościół jest w nurcie wydarzeń, pragnie na nie wpływać, interesuje się życiem innych Kościołów i jest gotów pomagać we wszelkich inicjatywach służących dobru ogółu. A mówił to tak, że nie sposób było nie uważać, nie słuchać. Mówił tak, że każdy słuchacz mógł się czuć uszanowany i doceniony. Zawsze się przy tym życzliwie uśmiechał, czym — jeszcze zanim cokolwiek powiedział — wywoływał uśmiech u innych, przygotowując ich na łatwiejsze przyjęcie tego, co miał do powiedzenia. Pamiętam, że ilekroć wspólnie jechaliśmy na takie spotkania, zawsze uzgadnialiśmy, co chcemy osiągnąć oraz co, jak i do kogo powiedzieć, by to osiągnąć.

Dziś mam być w Towarzystwie Biblijnym bez Profesora. A jeszcze rok temu, gdy podczas takiego samego spotkania wszyscy wspólnie redagowaliśmy odezwę Towarzystwa z okazji Dni Biblijnych (której projekt notabene przygotował nasz Kościół, a konkretnie pastor Łyko), tak bardzo cieszyliśmy się, że udało się nam nie tylko oddać w niej adwentystyczne podejście do Biblii, ale także wspomnieć o darze proroctwa u Ellen White. Odezwa ta została potem odczytana we wszystkich Kościołach obchodzących Dni Biblijne, jako odezwa Towarzystwa Biblijnego, ale przygotowana przez Kościół Adwentystów Dnia Siódmego.

Nie sposób wyliczyć wszystkich środowisk (od międzywyznaniowych, przez naukowe, do politycznych), które dzięki prof. Łyce dowiedziały się o  istnieniu naszego Kościoła, jego poselstwie i prezentowanych wartościach. We wszystkich czuł się jak przysłowiowa ryba w wodzie. We wszystkich był zauważany i szanowany. Jak to możliwe? — zastanawiałem się.

Najprościej odpowiedział na to jeden z braci, który w dniu pogrzebu pastora Łyki, odwiedził mnie w redakcji. Z wyraźnym smutkiem powiedział, że był on niezwykle otwartym, ciepłym i przystępnym człowiekiem; że można z nim było rozmawiać bez skrępowania mimo różnicy lat, doświadczenia i wykształcenia. Na końcu powiedział, że szkoda, iż tak niewielu naszych pastorów jest podobnie ciepłych i otwartych na drugiego człowieka; że tak często w ich relacjach z ludźmi dominuje służbistość, zamknięcie się w sobie; że są wobec innych na dystans, nie pozwalający się przed nimi otworzyć, szczerze i bez obaw przedstawić swoje problemy.

Może ta refleksja o innych pastorach była zbyt subiektywna i nie do końca sprawiedliwa; a może dotyczyła tylko tych pastorów, których mój rozmówca znał, a przez nich uogólnił swój pogląd o wszystkich pozostałych. Może i tak, ale fakt pozostaje faktem — ten człowiek miał z naszymi pastorami takie doświadczenie, a chciałby mieć zupełnie inne. Chciałby, aby w relacjach ze współwyznawcami pastorzy byli bardziej otwarci, czyli skłonni do zapoznania się z cudzym stanowiskiem, pełni dobrej woli. Żeby można było z nimi łatwo nawiązać bezpośredni kontakt. Żeby byli bardziej serdeczni, przyjaźni, życzliwi; okazujący więcej ciepła w słowach, gestach, spojrzeniu, głosie.

Cóż mi pozostaje, jak tylko się pod tym podpisać. Nie pod uogólnieniem, ale pod wyrażonym przez mojego brata oczekiwaniem, pragnieniem.

Gdy ów brat tak ze mną rozmawiał, zacząłem się zastanawiać, jak postrzega mnie. Chyba wyczuł, że o tym pomyślałem, bo zaraz dodał, że do mnie też tak może przyjść i pogadać bez żadnego skrępowania. Ucieszyłem się w duchu, choć ze świadomością, że chyba nie zawsze tak było.

Przeglądając niedawno swoje stare zdjęcia-autoportrety (mam takie, bo przed dwudziestką byłem zapalonym fotoamatorem), zobaczyłem jak na kilku z nich robię marsowe miny: ściągnięte brwi, groźne spojrzenie, takie, że bez kija nie podchodź. Dorastałem w takim przeświadczeniu, że jak będę miał groźną minę, to ludzie będą się mnie bali, a przez to szanowali.

Dziś wiem, że to było głupie. Jest taka stara bajka o psie, który znalazł się z pokoju tysiąca luster. Gdy nagle zobaczył przed sobą tysiące „innych” psów, wpadł w szał, warczał, szczerzył groźnie zęby, szczekał. Psy w lustrach robiły to samo. Tysiące przeciw jednemu. Pies przestraszył się takiego świata i zaczął uciekać. Ale nie miał gdzie, zewsząd otaczały go „wrogie” psy. Uciekał tak w kółko, aż zamęczył się na śmierć. A przecież wystarczyłoby, żeby choć raz radośnie na widok swoich pobratymców zamerdał ogonem,  a oni odpowiedzieliby mu tym samym.

A wracając do pastora Łyki, ponieważ tym „Głosem Adwentu” żegnamy się z nim w szczególny sposób, chcę i ja wyrazić moją wdzięczność Bogu za jego życie. Nie miałem chyba jeszcze okazji powiedzieć, że wśród wielu czynników, które zdecydowały, że w 1987 roku zacząłem pracować w Kościele (a myśl ta zrodziła się jeszcze w czasie moich studiów prawniczych) niebagatelny wpływ miała postać pastora Zachariasza Łyki, też prawnika, który zamiast sięgać szczytów palestry postanowił poświęcić się swojemu Kościołowi. Jedną z pierwszych adwentystycznych książek, jakie przeczytałem, była znakomita rozprawa jego autorstwa pt.: Sytuacja prawna Kościoła Adwentystycznego w Polsce międzywojennej 1918-1939. A absolutnie pierwszą była książka pod jego redakcją: Teologia dla wszystkich, która zachęciła mnie do bliższego zapoznania się z adwentyzmem. Później przyszły i inne: Moralność na co dzień — rozprawa teologiczna o wyraźnym rysie prawniczym, znakomita. Chcę powiedzieć, że postawa Profesora i jego publikacje zawsze były dla mnie wielką inspiracją.

W publikowanych pod koniec „Głosu” wyimkach z księgi kondolencyjnej nie wspomniano jednego: pastor Łyko był duchem sprawczym powstania ustawy z 30 czerwca 1995 r. o stosunku Państwa do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego w Rzeczpospolitej Polskiej. Większość z nasz nawet nie zdaje sobie sprawy z historycznego znaczenia tego faktu i to nie tylko dla Kościoła w Polsce, ale również na świecie. Tej rangi regulacją prawną sytuacji Kościoła poszczycić się mogą tylko dwa lub trzy kraje. Nie tylko Kościół winien mu swą wdzięczność, ale każdy, kto starając się w pracy o wolna sobotę, będzie się powoływał na art. 11 ustawy, mówiący o tym, że świętem adwentystycznym jest sobota, obchodzona od zachodu słońca w piątek do zachodu słońca w sobotę, i że na prośbę pracownika-adwentysty pracodawca winien mu udzielić zwolnienia. Autorem tego przepisu jest właśnie profesor Łyko. Chwała niech będzie Bogu, że dał nam takiego Człowieka.


Andrzej Siciński

[Felieton redakcyjny opublikowany w miesięczniku „Głos Adwentu” 3/2008]

[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]